niedziela, 24 marca 2013

ROZDZIAŁ 51

(Lissa)

Tym razem obudziłam się w swoim łóżku. SAMA. Wymknęłam się od chłopaków po północy, by w końcu wrócić do mojego miękkiego łóżka. Gdy uświadomiłam sobie, że jest piątek uśmiechnęłam się, ale gdy tylko mój wzrok powędrował na białą kopertę leżącą na biurku, od razu straciłam humor. Zaczęłam się zastanawiać kim jest ten K. Znam go? Nie mogłam przestać o tym myśleć. Może po prostu ktoś robi sobie ze mnie jaja... Chyba nie zadaje się z jakimiś psychopatami? Ughhh... Muszę przestać o tym myśleć; muszę żyć normalnie.
Po porannej toalecie udałam się na śniadanie. Zrobiłam sobie kanapkę i usiadłam przy stole by spokojnie ją zjeść. Spojrzałam na zegar ścienny w kuchni.
- 12:06. Arlene na pewno jest już w pracy. - powiedziałam do siebie.
Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Nadawca: Arlene. O wilku mowa. Otworzyłam wiadomość i przeczytałam ją.
Zarezerwuj dla mnie dzisiejsze popołudnie. Zrobimy sobie babski wieczór.
Szybko odpisałam i wpadłam na pomysł, by iść do chłopaków. Nie będę przecież cały dzień siedzieć sama w domu!
Posprzątałam po śniadaniu, ubrałam kurtkę i wyszłam z domu.
Idąc nie spieszyłam się za bardzo. Cieszyłam się ładną pogodą, która często tu się nie zdarzała.
Kilkanaście minut później dotarłam na miejsce. Jak zwykle zrobiłam swoje wejście smoka i mnie zatkało. Stałam w całkiem pustym domu. Było kompletnie cicho; nawet za cicho. Pomyślałam, że może chłopaki pojechali na wywiad, albo coś w tym stylu, ale chyba aż tak nieodpowiedzialni nie są by zostawiać otwarte drzwi. Postanowiłam przeszukać resztę domu, więc poszłam na górę. Może to tam się schowali? Na początku weszłam do pokoju Tom'a (coś kazało mi tam iść), a tam cała banda rozwalona na łóżku.
- A wasze wysokości co robią?
- Rozluźniamy nasze królewskie mięśnie, nie widać? - wymamrotał Tom.
- Zbieracze też?
- Też, ale tylko Jay.
- Tak tez myślałam. Trochę podejrzanie tu pachnie.
- Podejrzanie? To fasolka to bretońsku! - odparł Jay.
- Dobrze wiedzieć. Czemu to wy właściwie tak leżycie?
- Nudzi się nam. - odpowiedział Max.
- CO? Wam się nudzi? Przecież wy codziennie zachowujecie się jak po ekstazie!
- Widzisz, mamy kryzys. - dodał Siva.
- Ruszać dupy do salonu! - wrzasnęłam.
Cała piątka zwlokła się z łóżka i podreptała na dół. Posadzili swoje tyłki na kanapie i wlepili we mnie wzrok.
- Jakieś sugestie? - zapytałam.
- KARAOKE! - wrzasnął Tom.
- Taaa świetnie. Pięciu zawodowych piosenkarzy kontra dziewczyna, która nawet śpiewając pod prysznicem fałszuje!
- Nie bądź taka, zaśpiewaj z nami! Będzie fajnie! - Max próbował mnie przekonać.
- Proszę kochanie. - Nath podszedł do mnie i pocałował w policzek.
- Niech wam już będzie.
- Ja chcę pierwszy! Ja chcę pierwszy! - Max zaczął skakać na kanapie jak dziecko na trampolinie.
Tom podłączył sprzęt do karaoke do telewizora i po wybraniu piosenki Łysy zaczął śpiewać (piosenka Max'a).
Jay, Tom, Seev i Nath zaczęli piszczeć jak dziewczyny na widok ich samych, a ja patrzyłam na nich jak na debili.
- A teraz Lissa! - powiedział Nath.
- Muszę?
- Nie wymigasz się!
- Co mam zaśpiewać? - poddałam się.
- Może Glad You Came? - rzucił Siva.
- Świetny pomysł. A wy będziecie mi robić za chórek.
Nath włączył muzykę i zaczęłam śpiewać

The sun goes down
The stars come out
And all that counts
Is here and now
My universe will never be the same
I'm glad you came (came, came)

You cast a spell on me, spell on me
You hit me like the sky fell on me, fell on me
And I decided you look well on me, well on me
So let's go somewhere no-one else can see, you and me

Turn the lights out now
Now I'll take you by the hand
Hand you another drink
Drink it if you can
Can you spend a little time,
Time is slipping away,
Away from us so stay,
Stay with me I can make,
Make you glad you came

The sun goes down
The stars come out
And all that counts
Is here and now
My universe will never be the same
I'm glad you came
I'm glad you came

You cast a spell on me, spell on me
You hit me like the sky fell on me, fell on me
And I decided you look well on me, well on me
So let's go somewhere no-one else can see, you and me

Turn the lights out now
Now I'll take you by the hand
Hand you another drink
Drink it if you can
Can you spend a little time,
Time is slipping away,
Away from us so stay,
Stay with me I can make,
Make you glad you came

The sun goes down
The stars come out
And all that counts
Is here and now
My universe will never be the same
I'm glad you came
I'm glad you came

I'm glad you came
So glad you came
I'm glad you came
I'm glad you came

The sun goes down
The stars come out
And all that counts
Is here and now
My universe will never be the same
I'm glad you came
I'm glad you came

Śpiewałam całym sercem, a gdy piosenka skończyła się spojrzałam na chłopaków.
- WOW! Kochanie, masz świetny głos! - Nathan przytulił mnie.
- Haha! Okłamuj swoją dziewczynę, daleko nie zajdziesz.
- Młody ma rację. Twój głos jest wspaniały.
- Lizusy.
- Teraz ja! - krzyknął Seev.
Chłopak od razu dorwał się do mikrofonu. Jego wybór piosenki był dość.... oryginalny.
Zaśpiewał chyba wszystkim znaną piosenkę: 

My jesteśmy krasnoludki,
Hopsa sa, hopsa sa,
Pod grzybkami nasze budki,
Hopsa, hopsa sa,
Jemy mrówki, żabkie łapki,
Oj tak tak, oj tak tak,
A na głowach krasne czapki,
To nasz znak, to nasz znak.

Gdy ktoś zbłądzi, to trąbimy,
Trututu, trututu,
Gdy ktoś senny, to uśpimy,
Lulu lulu lu,
Gdy ktoś skrzywdzi krasnoludka,
Ajajaj, ajajaj,
To zapłacze niezabudka,
Uuuuu.

Potem był tom, którego wybór piosenki zachwycił męską część tego towarzystwa. Ten idiota zaśpiewał: Będę brał Cię, w aucie! Cie, ehe!
Nath stworzył duet z Jay'em i ''zaśpiewali'' Time to say goodbye gdzie Nathan wcielił się w Celine Dione. Komicznie to wyglądało.
Kiedy już skończyli, stwierdzili, że są głodni, więc Tom zamówił pizze. Spokojnie się nią zajadaliśmy, aż przypomniało mi się, że miałam spędzić ten wieczór z Arlene. Wytłumaczyłam chłopakom, że muszę już iść.
- Poczekaj, odprowadzę Cię. - powiedział Nath i po ubraniu kurtek ruszyliśmy w drogę do mojego domu.
Nic nie mówiliśmy, tylko trzymaliśmy się za ręce co nam całkowicie wystarczało.
Przed domem czule pożegnaliśmy się i weszłam do środka. Arlene była już w domu i krzątała się po kuchni.
- Lissa! Dobrze, że już jesteś. Gotowa na nasz babski wieczór?
- Oczywiście!
 Przebrałam się w piżamę i razem z Arlene z miskami pełnymi chipsów i ciastek usiadłyśmy na kanapie. Włączyłyśmy wcześniej wypożyczony film Wiecznie Żywy i zaczęłyśmy oglądać. Głównie gadałyśmy niż skupiałyśmy się na filmie, ale cóż
Miło tak spędzić trochę czasu z Arlene. Gdyby nie ona, nie było by mnie tu, ale gdyby ten K. nadal miałabym rodziców. W dodatku teraz poluje na mnie...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Taka niespodzianka za podniesienie mnie na duchu ;D
Kocham Was <333
Płakać mi się chce ze szczęścia jak czytam wasze komentarze ^-^
Dziękuje za prawie 6000 wyświetleń ;)

Zdradzę wam, że te opowiadanie zbliża się ku końcowi ;D
Bójcie się zakończenia.... 

Dedykuję ten rozdział wszystkich, którzy to czytają oraz osobom, dzięki którym nie poddaję się z pisaniem <333 Jesteście dla mnie jak rodzina ;)


piątek, 22 marca 2013

ROZDZIAŁ 50

(Elena)

Otworzyła oczy, do których do razu udało się oślepiające światło. Gdy już się do tego przyzwyczaiłam rozejrzałam się wokoło. Leżałam na materacu obok Max'a, ale o dziwo ten materac leżał na trawniku w ogrodzie. Powoli wstałam i udałam się w poszukiwaniu reszty imprezowiczy. Zaczęłam przeszukiwać ogródek, na którym były widoczne skutki imprezy (czyli puste butelki w krzakach, zasłony z salony wiszące na drzewie, cały dom w papieru toaletowym itp). Pierwszego znalazłam Sive leżącego na hamaku i przytulającego patelnię. Świetny widok! Zaczęłam się nawet zastanawiać czy Nareesha powinna czuć się zazdrosna. Chciałam dalej poszukiwać swoich przyjaciół, gdy nagle usłyszałam krzyk. Sądząc po glosie była to Lissa. Pobiegłam w stronę, z której dobiegł krzyk. Biegnąc bałam się co stało się Lissie, że krzyczała. Wszystkie scenariusze, które układałam sobie w głowie sprawiły, że biegłam jeszcze szybciej.



(Lissa)

Ledwo wstałam z trawnika. Tak! Trawnika! Widać, że impreza była udana, ale gdzie reszta?
Chciałam ich poszukać, ale udaremnił mi to Tom. Ten głupek leżał w basenie! Przestraszyłam się, czy się nie utopił, ale nim zdążyłam do niego dobiec, wstał. Gdy już wyszedł z wody i pokazał się przede mną w całej okazałości.... krzyknęłam! Ten debil był kompletnie nagi!
- Co, nigdy nie widziałaś prawdziwego mężczyzny? - głupio się uśmiechnął.
- A spójrz w dół pojebańcu! - krzyknęłam w tym samym czasie gdy obok mnie pojawiła się Elena.
- Aaaaaaaaa! Co to ma być! - krzyknęła.
Parker zorientował się o co chodzi i szybko zasłonił swoje przyrodzenie (XD).
- Co się tak wydzieracie? - dołączyła do nas Roxx, która chwilę później spojrzała na Tom'a.
- Cześć Roxx! - pomachał jej. Obiema rękami!
- Ło kurwa! - powiedziała i...... zemdlała!
- Tom! Idź się kurwa ubrać! - wrzasnęła Elena.
Tom szybko wbiegł do domu, a ja i El zaczęłyśmy ocucać Roxx.
- Co tu się stało? - zapytał Max, który nie wiadomo jak zjawił się obok nas.
- Biedna Roxana nie mogła znieść widoku tych biednych, małych ptaszków, które tu fruwają. - zaśmiałam się.
- Ona chce być ornitologiem czy co? - zdziwił się Łysy, a my śmiałyśmy się jak po LSD.
- Tak. Ona kocha ptaszki. - powiedziała Elena.
Max spojrzał na nam jak na idiotki i poszedł do domu. El i ja chwyciłyśmy Roxx i jakoś doprowadziłyśmy ją do salonu.
- Ktoś chętny na śniadanie? - zapytał Nath, który..... gotował!
- Ja chętnie, ale jesteś pewny, że się nie otruje?
- Bardzo śmieszne....
- Ale ja na serio pytam.
- W takim razie jestem pewny na 50%.
- Tylko?
- Właśnie dlatego jemy na mieście.
- No dobra... Dawaj te Twoje wypociny.
- Jesteś tego pewna?
- Raz się żyje!
Nath podał mi jajecznice oraz nalał soku pomarańczowego. Spodziewałam się, że to danie będzie takie... no nie wiem... zielone? (moja była ;D). Okazało się jednak, że jajecznica wyglądała całkiem smakowicie. Spróbowałam trochę i aż odebrało mi mowę.
- Az tak źle? - zapytał.
- Nathan! To najlepsza jajecznica, jaką kiedykolwiek jadłam!
- Jestem zajebistym kucharzem! - krzyknął i zaczął tańczyć Nathan happy dance.
- Zwolnij traktor! - powiedział. - Idę się teraz odświeżyć i zaraz potem zawieziesz mnie do domu.
Udałam się na górę i po wyciągnięciu kilku rzeczy z szafy Nath'a poszłam po łazienki.
Kilkanaście minut później gotowa wróciłam do salony, w którym siedzieli pozostali oprócz Tom'a. Już zaczęłam się ze wszystkimi żegnać gdy nagle przeszkodził mi Max.
- A kto to wszystko posprząta? - zapytał.
- Jak to kto? Organizator tej imprezy. - spojrzałam na niego spod byka.
- Ty też nam pomagałaś!
- Ale pomysł by urządzić imprezę był wasz, więc 1+1=...
- 69! - krzyknął Jay.
- Dokładnie! - Max wpadł w ekstazę.
- Chyba pozwę waszych nauczycieli od matmy, bo dla mnie to 2.
- Ha! Bo to jest zaawansowana matematyka!
- Taaa, a ja jestem papieżem.
- HABEMUS PAPAM! - wydarł się Seev, a Max i Jay rzucili mi się do stóp składając mi pokłony.
- Z każdym dniem spędzanym z wami czuję, że obniża mi się IQ.
- Co to jest? - zapytał Loczek.
- Cymbale! Ajkju to śmiertelna choroba! - mówiąc to, Max poślizgnął się na mydle, które jakimś cudem znajdowało się na środku pokoju, przez co Łysy zaliczył glebe.
- Debile, przecież Ajkju to takie państwo w Afryce! - dodał Siva.
- Nie dziwie się, że nie wiecie co to IQ, jak dla was wszystkich wystarcza tylko na oddychanie. - wtrąciła Kelsey.
- To dowiem się w końcu co to jest to ajkju?
- To jest kochany, iloraz inteligencji. - Kels zaspokoiła ciekawość Jay'a.
- Aaaaa...
- Dobra, koniec tych dyskusji. Nath zabierz mnie do domu.
20 minut później stałam już przed drzwiami wejściowymi mojego domu. Bez wahania otworzyłam je i weszłam do środka. Arlene siedziała na kanapie i oglądała TV. Nie chciałam jej przeszkadzać, więc udałam się w stronę schodów.
- Lissa! - zawołała. - Dobrze, że już jesteś.
- Coś się stało?
- Nie, tylko gdy byłaś w Hiszpanii przyszedł do Ciebie list. - podeszła do komody i wyciągnęła z jednej z szuflad biała kopertę.
Wzięłam ją i pobiegłam na górę. Po wejściu do pokoju rzuciłam się na łóżko i zaczęłam oglądać ową kopertę. Mój adres napisany był odręcznie nieznanym mi pismem oraz nie było nadawcy. Lekceważąc to, rozdarłam ją. W środku znajdowała się zwykła kartka. Rozwinęłam ją i zaczęłam czytać:
Droga Lisso
Na pewno zastanawiasz się kim jestem... Cóż, to nie jest najważniejsze. Teraz liczy się to, co zamierzam Ci wyjaśnić. Twoi rodzice nie zginęli przypadkowo... To ja pozbawiłem ich swoich nędznych żyć. Teraz nic nie stoi mi na przeszkodzie by przyjść po Ciebie. 

                                                                                                  Wyczekuj mnie...
                                                                                                                              K.
Odłożyłam list z przerażeniem. Nie mogłam w to uwierzyć. Wypadek moich rodziców, nie był wypadkiem! W dodatku teraz mi grożono.... Co ja mam teraz zrobić? Nie mogę powiedzieć Arlene...
Postanowiłam na razie to zostawić i udać się do chłopaków. Oni na pewno poprawią mi humor.


(Roxx)

Ja, Elena i Lissa umówiłyśmy się o 18 przed domem chłopaków. Mieliśmy oglądać film, ale wątpię czy Ci pojebańcy usiedzą tyle czasu w spokoju.
Elena pojawiła się w tym samym momencie co ja, więc pozostało nam tylko poczekać na Lissę. 5 minut później zauważyłam ją biegnącą w naszą stronę. Przez chwilę wydawało mi się, że coś ja martwi, ale gdy tylko podeszła do nas uśmiechnęła się serdecznie, co rozwiało moje wątpliwości.
W pełnym składzie weszłyśmy do środka tej dżungli. W momencie, w którym wchodziłyśmy, Tom akurat schodził ze schodów. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i zarobiłyśmy wejście smoka do salonu.
- Hej wszystkim. - rzuciła El do zebranych.
- Cześć Mały. - powiedziałyśmy idealnie zschynchronizowane do Tom'a.
Ten dziwnie na nas spojrzał, ale nie tylko on.
- O co tu chodzi? - powiedział zdziwiony Max.
- O nic, naprawdę. Po prostu w naszych oczach Tom zyskał nową ksywkę.- wytłumaczyła El, a Tom zrobił się zielony (xd).
- Ale dlaczego Mały? - Łysy dalej prowadził swoje śledztwo.
- Nie wiem. Tak po prostu. - odparła Lissa.
- Nigdy was kobiet nie zrozumiem. - dodał Jay.
- Dobrze dla Ciebie. - odpowiedziałam i wskoczyłam na kanapę.
- Wiesz Jay? Tak się zastanawiam i doszłam do wniosku, że byłbyś piękną kobietą. - powiedziała Nareesha.
- Przecież ja jestem piękny! - oburzył się Loczek.
- No przecież wiemy. - Kelsey chwilę się zamyśliła. - Wpadłam na genialny pomysł! Jay chodź z nami.
Kels, Nar i El porwały Jay'a i zaprowadziły go na górę.
- Co one planują? - zapytał Nath, który przyssał się do Lissy.
- Mnie się pytasz? Ja tu przyszłam oglądać film. No właśnie, co oglądamy?
- Proponuje Resident Evil 4. - powiedział Tom.
- Świetny pomysł Mały, ale nie za straszny dla Sivy? Biedaczysko się przestraszy. - powiedziałam.
- Ej! - jęknął Seev wchodząc od salonu z kuchni.
- Już dobrze, dobrze. - podeszłam do niego i przytuliłam Go jak zatroskana mamusia.
Nagle z góry usłyszeliśmy krzyk. Boże! Co one robią z Jay'em?!
Zaraz po krzyku usłyszeliśmy kroki na schodach. Chwile później dziewczyny pojawiły się w salonie z...... Jay'em? OMG! One z niego zrobiły kobietę! Miał na sobie niebieską piosenkę oraz pasujące do niej szpilki, blond perukę i wyzywający makijaż.
- Czyżby dziewczyny przyprowadziły nową koleżankę? - Tom jak na skrzydłach poleciał do Jay'a. - Witam urodziwą panią. Moje nazwisko Parker. Thomas Parker.
- Chyba Thomas Mały Parker! - wydarłam się.
- Zamknij się kobieto! Mamy damę w domu!
- To ty głupku, przestań mnie obmacywać! - Jay zdzielił Tom'a torebką, jednak ten się nie poddał i dalej kontynuował swój podryw. - Z jakiej to okazji zostaliśmy zaszczyceni Twą obecnością, piękna?
- Kelsey weź mi go, bo zaraz pójdę po tasak!
Chłopaki jakimś cudem odciągnęli Tom'a od Loczka i posadzili Go na kanapie.
- Nath, czy On coś pił? - zapytała Lissa.
- Możliwe. Przez godzinę nie wychodził z pokoju. - odparł.
- To teraz się nie dziwie, że zalecał się  do Jay'a..... przepraszam... Jayne. - zaśmiała się Elena.
- Śmiesz wątpić w mój urok? - oburzył się Jay.
- Broń boże! Uważam, że jesteś przystojna.... po kilku butelkach... - powiedziała El, a wszyscy wybuchli śmiechem.
- Tyran!
- Dziękuje słonko!
- Oglądamy ten film, czy nie? - zniecierpliwił się Seev.
- No to na co czekasz? Odpalaj to cacko!
Chwilę później siedzieliśmy na kanapach oglądając film wybrany przez Tom'a.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miała nie dodawać, ale moja ukochana siostrunia Patrycja mnie to tego namówiła, więc to jej dziękujecie.
Nic to TEGO nie dodam i zostawiam ten rozdział pod waszą oceną...

Pytanie: Czy jest sens pisania dalej tego opo? Bo jest coraz mniej komentarzy, więc zastanawiam się czy nie zawiesić.....

sobota, 9 marca 2013

ROZDZIAŁ 49

(Lissa)

Obudziłam się z rozrywającym bólem głowy, co mnie wcale nie zdziwiło. Leżałam na łóżku obok Nath'a. Korzystając z tego, że spał chwilę na niego popatrzyłam. Wyglądał słodko. Każdy włos na jego odstawał w inną stronę. Był moim poczochranym aniołkiem.
Zeskoczyłam z łózka i chwytając świeże ubrania udałam się do łazienki. Gdy już nie wyglądałam jak zombie podeszłam do Nathan'a i pocałowałam go.
- Kochanie wstawaj. Chyba nie chcesz się spóźnić na samolot? - powiedziałam, a on powoli otworzył oczy.
- Moja głowa.... - wydusił.
- Trzeba było tyle nie pic.
- Przecież ty wypiłaś więcej ode mnie!
- Ja kochanie mam mocną głowę. A teraz szybciutko ogarnąć się, bo za 4 godziny mamy samolot.
Nath poszedł się ogarnąć, a ja z torby wyciągnęłam tabletki przeciwbólowe. Połknęłam dwie, a opakowanie zostawiłam na stole wraz ze szklanką wody dla mojego pijaczyny. Sama zabrałam się za pakowanie. Gdy Nathan wyszedł z łazienki kończyłam pakować jego walizkę. Chłopak od razu rzucił się na tabletki i gdy już dopracował swoją idealną fryzurę poszliśmy do holu hotelu, gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać.
O dziwo spotkaliśmy się tam z czekającą już siódemką (może nie w najlepszym stanie, ale jednak).
- Gotowi? - zapytał Siva.
- Tak. Możemy jechać. - odpowiedziałam.
Kierowca czekającego już samochodu wpakował nasze walizki do auta i mogliśmy jechać na lotnisko. Jadąc na nie, z okna samochody po raz ostatni zachwycałam się widokami Barcelony.


SAMOLOT ;)

Siedzieliśmy już w samolocie, który o mało odleciał by bez nas. Lot mijał nam spokojnie i bez przeszkód. Balowicze drzemali, a ja i dziewczyny wspominałyśmy odpały chłopaków.
Przez nasze śmiechy obudziłyśmy Nath'a, który zaczął wiercić się jakby miał owsiki.
- Połknąłeś wibrator czy co? - zapytałam.
- O co ci chodzi? - odpowiedział nieprzytomnie.
- Wiercisz się jak wiertarka!
- Nie wygodnie mi.
- Zachowujesz się jak dziecko. - stwierdziła Kelsey.
- Spójrz lepiej na swojego chłopaka.
W tym momencie nasze oczy powędrowały na Tom'a. Rozwalony w fotelu słodko spał. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w buzi miał smoczek, przez co wyglądał jak przerośnięte dziecko. Na dodatek na jego klacie przywieszona była karteczka 'Mam ADHD'.
Zaczęłyśmy się jeszcze bardziej śmiać, przez co te przerośnięte dziecko obudziło się. Gdy zorientował się dlaczego śmiejemy się z niego jak po grzybkach zaczął poszukiwać sprawcę jakże genialnego żartu. Nie zdziwiło nas to, że tym geniuszem zła okazał się Max (nie no... geniuszem to on na pewno nie jest).
Reszta lotu minęła nam w miarę spokojnie i już po godzinie wylądowaliśmy w Londynie. Gdy już wysiedliśmy z samolotu chłopcy jak pojebani rozpryśli się po całym lotnisku. Jay porwał Nath'a i jak dziki rzucili się na stojące niedaleko fanki, za to do mnie podleciał Tom.
- Lissa. Mam dla Ciebie zadanie. - wyszeptał zachowując się jak ninja.
- Znowu piliście?
- Nie! Nie! Nie! Jest sprawa. - kontynuował.
- O co Co chodzi?
- O to, że Twój men ma dzisiaj urodziny.
- Co?! Który dzisiaj?
- Środa, 18 kwietnia, godzina 16:08. - odpowiedział.
- O kurwa!
- Dokładnie. Ale nie martw się. My już mamy wszystko zaplanowanie.
- Jak? Kiedy?
- Główka myśli. - zaśmiał się.
- To co mam robić?
- Musisz odciągnąć Nath'a od naszego domu, żebyśmy mogli zorganizować party hard.
- Niby jak mam to zrobić?
- Powiedz mu, że chcesz teraz jechać do Arlene i on musi Cię zawieźć.
- Niegłupi pomysł. - odpowiedziałam.
- Wiem, bo mój. - wyszczerzył się.
- Nie podniecaj się tak.
- Ok, ok. Do roboty!
Podeszłam do Nathan'a, który już skończył rozdawać autografy i rozmawiać z fankami.
- Nathan, zawieź mnie do Arlene. - powiedziałam.
- Dobrze. Odświeżę się w domu i pojedziemy.
- Nie! Jedźmy teraz. Odświeżysz się u mnie.
- Skoro nalegasz. - odparł.
Szybko poszło. - powiedziałam do siebie.
Kiedy odebraliśmy nasz bagaż, Nath zamówił taksówkę i pojechaliśmy do mojego domu. Kiedy zobaczyłam nasz ogródek przed domem od razu się uśmiechnęłam. Taksówka zatrzymała się, a ja szybko z niej wyskoczyłam i pobiegłam przywitać się z Arlene. W Hiszpanii było cudownie, ale strasznie za nią tęskniłam. Arlene musiała zauważyć nasz przyjazd, bo w momencie gdy biegłam w stronę drzwi, ona otworzyła je. Przytuliłam ją mocno jak nigdy dotąd.
- Tęskniłam za Tobą mała. - powiedziała.
- Ja też.
-Witaj Nathan. - powiedziała do mojego chłopaka gdy się od siebie oderwałyśmy.
- Dzień dobry.
- Widzę, że dobrze zaopiekowałeś się Lissą.
- Ma się rozumieć.
- Wchodźcie do środka. Na pewno jesteście głodni.
- I to jak. - weszliśmy, a Arlene udała się do kuchni.


(Jay)

- Myślicie, że to wypali?
- Oczywiście! Przecież to mój pomysł. - odparł Tom.
- No właśnie...
- Wy pesymiści! Zobaczycie, że jak Młody to zobaczy to zrobi w gacie!
- Raczej się popłaczę. - dodał Siva.
- Ale wy jesteście dupnie nastawieni. - Tom dalej się wykłócał.
- Jesteśmy, bo to Twój pomysł.
- NIE SŁUCHAM WAS PRYMITYWNE LUDZIE! - krzyknął i poszedł do kuchni, a ja udałem się za nim.
- Tom, dlaczego to ja mam być 'główną atrakcją'?
- Jaythan - nie pamiętasz?
- A czemu nie Nom?
- Nie, bo to jest mój pomysł.
- Mathan?
- Mnie w to nie mieszajcie! - wydarł się Max.
- Łysy się do tego nie nadaje.
- A co z Nivą?
- Ja mam dziewczynę! - wrzasnął Seev.
- Czyli wychodzi na to, że nie masz wyjścia. - Tom głupio się uśmiechnął.
- Niech wam już będzie głupki. Co mam robić?
- To nic trudnego....


2 GODZINY PÓŹNIEJ
(Tom)

- Wszystko gotowe? - zapytałem.
- JAY! - zawołał Max.
- Tak! - odkrzyknął Loczek.
- Dzwonie po Młodych. - powiedziałem i zadzwoniłem do Lissy.
- Halo? - usłyszałem jej głos w słuchawce.
- Tu T.P. - powiedziałem szyfrem.
- Dziękuje, ale nie skorzystam z waszej oferty.
- Co? Nie! Tu Tom!
- Nie mogłeś kretynie mówić normalnie?
- To jest tajna misja!
- A ja jestem w ciąży.
- Gratulacje! Chłopaki! Lissa jest w ciąży! - wydarł się.
- Tom, ty niedorozwinięty chomiku, to był sarkazm.
- Fałszywy alarm chłopaki.....
- Stop! Wrócimy to tego po co dzwonisz.
- Lathan może przybywać.
- Co?
- Ewentualnie może być Nissa...
- Mów o co Ci chodzi idioto!
- Ty. I. Nathan. Możecie. Przyjść. Do. Nas. Do. Domu.
- Z Twoją głupotą daleko nie zajdziesz.
- Czy Ty mnie obrażasz?
- Skąd że? Ja po prostu mówię to co wszyscy wiedzą.
- Yyyy... Dobra koniec. Ruszać dupy na imprezę i to migiem!


(Lissa)

Po jakże dziwnej rozmowie z Tom'em i przebraniu się w coś odpowiedniego bez żadnych wyjaśnień zaciągnęłam Nath'a do ich domu.
Kiedy po przyjemnym spacerze stanęliśmy przed drzwiami miała deja vu. Przypomniało mi się jak El i Roxx zaciągnęły mnie tu w moje urodziny.
Po cichu weszliśmy do środka gdzie było zupełnie ciemno. Nath zapalił światło i..... nic. Zupełnie nic. Salon był kompletnie pusty.
Nathan w ogóle nie przejęty podszedł do mnie i pocałował mnie. Nagle zza stołu wyjrzał Tom, który dziwnie gestykulował. Zrozumiałam, że mam go zająć, więc gwałtownie przytuliłam go. Trochę do zaskoczyłam, ale także mnie przytulił. Tom nadal robił z siebie idiotę, a ja ściskałam Nath'a.
Nagle drzwi z salonu gier otworzyły się i cicho został z niego wywieziony ogromny tort. Za nim wpadła cala reszta. cała grupa 'odpaliła' konfetti i krzyknęliśmy WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
Nathan zaczął się śmiać i spojrzał na mnie.
- To dlatego nie chciałaś mnie wypuścić z domu? - zapytał.
- On mi kazał! - wskazałam na Tom'a.
- Zdrajczyni. - odpowiedział i 'zarzucił' włosami.
- Wszystkiego najlepszego. - powiedziałam i pocałowałam go.
- Skończcie z tą czułością Młodzi! - powiedziała Kelsey. - Czas na tort!
W tym momencie z tego wielkiego tortu, który stał w salonie wyskoczył.... Jay! To nie wszystko! Miał na sobie tylko stanik z kokosów i spódniczkę z trawy, a po chwili ten pojebaniec zaczął tańczyć hula!
Mina Nath'a, gdy to zobaczył była bezcenna! Jednak niecodziennie widuje się swojego przyjaciela ubranego jak kretyn i tańczącego w metrowym torcie.
- Co kochanie, nie podoba Ci się? - zapytał Jay.
Jakie kochanie do cholery? - powiedziałam do siebie i chwytając babeczkę ze stojącego na stole talerza, wymierzyłam ją w Loczka.
- Ałaaa! Za co? - krzyknął.
- Bo miałam taką zachciankę!
- Okres ma czy co? - zapytał Nathan'a.
- To raczej napięcie przedmiesiączkowe. - odpowiedział i chwilę później także oberwał z mojej babeczkowej wyrzutni.
- A nie mówiłem! - ucieszył się ten pojebaniec w torcie, co poskutkowało wyjebaniem się na podłogę.
- Ha! Nawet ten tort jest po mojej stronie!
- Kobiety.... - wydusił Jay zbierając zadek z podłogi.
- Koniec tego filozofowania na temat kobiet! Teraz czas na rozkręcenie tej imprezki! - powiedziała Elena.
- PIJEMY! - wydarł się Tom.
To jedno słowo sprowadza się tylko do jednego - imprezy na całego. Od razu polał się alkohol i wszyscy goście zostali poniesieni przez muzykę. Ja stałam w kuchni, nalewając sobie soku. Nagle ktoś zasłonił mi oczy przez co trochę się przestraszyłam. Moim napastnikiem okazała się Roxx.
- Roxane! - powiedziałam i przytuliłam ją.
- Hej skarbie! Jak tam w Hiszpanii?
- Jeśli pytasz się o moją wątrobę, to nie jest tak źle. - zaśmiałam się.
- A panie co takie wesołe?
- Dean! Co słychać?
- Trochę bez Ciebie było nudno, ale jakoś sobie poradziliśmy. - mówiąc to objął Roxx.
- Ale ty słodko razem wyglądacie!
- To tylko dzięki Tobie. - odpowiedziała Roxx i chwilę później rozkręcająca się na dobre impreza zaciągnęła nas w wir tańca....

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W końcu udało mi się dodać po długiej nieobecności. Przepraszam za to, ale ostatnio miałam kryzys i nie mogłam nic napisać. Może teraz będzie lepiej ;)
A od 50 rozdziału zacznie się dziać..... 
Wiecie co? Doszłam do wniosku, że coś dużo tu tych imprez ;D Przeze mnie wątroby im powysiadają ;o

Mona - jestem zaszczycona Twoim komentarzem <3 Nie spodziewałam się tego ;)
Jestę Sufitę ♥ - jednak udało im się wstać ;D
♥Moniś - cieszę się, że ci się podobało ;D 'ty kudłata świnio' - to tekst mojego kolegi ;D

Dziękuje wam za świetne komentarze <333

Rozdział dedykuje mojej siostrzyczce Patrycji, która mnie tak ładnie dzisiaj zmotywowała ;D

Do następnego (oby) ;D