czwartek, 14 lutego 2013

ROZDZIAŁ 48

(Siva)

- Myślisz, że się udało? - spytała Nareesha gdy się obudziła.
- Co?
- Czy ty kiedykolwiek myślisz? Chodzi mi o kolację Nath'a i Lissy.
- Jestem pewien, że bardzo milo spędzili czas. - odpowiedziałem przybliżając się do niej.
- Zboczeniec! - Nareesha walnęła mnie poduszką.
- Nie mów, że nie masz ochoty.
- Ewentualnie... - powiedziała, a ja pchnąłem ją na łóżko i zacząłem okładać pocałunkami.
Nagle drzwi do naszego pokoju otwarły się z hukiem i do pokoju wpadł Jay.
- Witaaaaaam państwa! - wydarł się, a my odskoczyliśmy od siebie. - Czy to zoo...o...ologiczny?
- Jay! Znowu się najebałeś!
- Nieee.... Ja tylko chce kupić słoniaaaa.
- Po cholerę Ci słoń? - zapytała Nareesha.
- Luuuubię trąby.... - odpowiedział i zatoczył się na korytarz.
- Co tam się dzieje? - zaciekawiła się Nareesha.
- Ubiorę się i sprawdzę.
Wstałem z łóżka i udałem się do łazienki. Po szybkim prysznicu i ubraniu się wróciłem do sypialni. Dopiero teraz zauważyłem, po spojrzeniu na zegar, że jest już po 13.
Zostawiłem Nareeshe by mogła także się ubrać i udałem się do pokoju Jay'a. Zastałem ich porozwalanych na kanapach w środku alkoholowej libacji.
- Dopiero 14, a wy już pijecie? - zapytałem zabranych (czyt. Lisse, Nath'a, Jay'a, Kelsey, Tom'a, Max'a i Elene).
- Daj spokój Siva! Musimy uczcić nasz ostatni dzień w tym raju! - odpowiedział Tom.
- I robicie to chlejąc od rana?
- My po prostu mile spędzamy czas. - powiedziała El siedząca na kolanach Max'a
- Wiecie, że jutro o 13 mamy samolot?
- Wiemy, wiemy. - Jay zatoczył się ku mnie. - Spokojna Twoja rozczochrana, wstaniemy.
- To pijcie na własną odpowiedzialność. Ja nie zamierzam brać w tym udziału.
- Siva! Nie daj się prosić. - lamentował Tom.
- Nie. Ktoś musi być trzeźwy i doprowadzić was jutro rano do porządku. - odparłem i ruszyłem w stronę drzwi.
- Jak chcesz... - usłyszałem tylko głos Jay'a i wróciłem do Nareeshy.


(Lissa)

- Chłopaki! - wydarłam się by przyciągnąć uwagę tych szajbusów. - Myślę, że Siva miał rację...
- Lissa, nie! Zostań z nami! - Tom padł przede mną i chwycił za nogę.
- Mówię poważnie. - odparłam i zwróciłam się do Tom'a. - Co ty robisz pojebańcu?
- Jam jest twą zacną blokadą!
- Przyznaj się, ile wypiłeś? Tylko ty i Jay jesteście pijani, ale po loczku można się tego spodziewać.
- Tylkooooo troszeczkę.....
- Troszeczkę, czyli ile?
- Yyyy... Butelkę tego brązowego....
- On wpierdzielił całą whiskey! - krzyknęła Kelsey.
- Moją whiskey  Już jesteś martwy Parker! - wrzasnęła Elena i chwytając do ręki pustą butelkę wódki ruszyła na Tom'a.
Chłopcy dziwnie na nią spojrzeli, a zaraz potem wzrok przenieśli na mnie.
- El ma słabość do whiskey....


4 GODZINY PÓŹNIEJ - NACHLANI W CZTERY DUPY

(Lissa)

- Dziubusie.... mam pomysł. - powiedział Tom.
- Ty nic lepiej nie wymyślaj... bo źle na tym wyjdziemy.... - odpowiedziałam.
- A ja jestem ciekawy! - wydarł się Jay przytulający się do ściany.
- Idziemy na plażę... - odparł Tom. - W końcu to nasz ostatni dzień, więc....
- Nic już więcej nie mów, bo się przemęczysz. - przerwałam mu.
- A ja uważam, że Tom ma racje! - odezwał się Max, który wcześniej migdalił się z El.
- Kochanie, chcesz iść w takim stanie na plażę? - zapytała go.
- W jakim stanie? Ja się czuję zzzznakomiecie! - odpowiedział.
- To w takim razie idziemy na plażę! - krzyknął Nathan i podniósł mnie.
- Idziemy! - wydarł się za nim Max i tak jak Nath mnie, złapał Elenę i poszedł za nami. Ta reszta idiotów też (czyt. Tom i Jay) no i Kelsey.
Nathan wyniósł mnie z hotelu, cały czas nosząc na rękach. Nie powiem, podobało mi się to. Max także całą drogę niósł El (stwierdzili, że nie powinniśmy się przemęczać), a biedna Kelsey szła z buta. Ale czego można się spodziewać po Tom'ie? I tak, sam zainteresowany był skupiony na prowadzeniu nas na plażę, która jego zdaniem jest najlepsza na świecie.
Szliśmy jakąś drogą, sama nie wiedziałam jaką i gdzie, ale musiałam się na niego zdać (co nie było wcale pocieszające). W końcu po jakiś 30 minutach dotarliśmy do wejścia na plażę. Chłopcy, jak to oni, rzucili się biegiem w stronę Hiszpańskiej plaży, niestety jednak nie dotarli tam, bo (nie wiadomo dlaczego) 'wmurowało' ich w ziemie. Chcąc się powiedzieć, co im się stało, podeszłyśmy do nich. Gdy na nich spojrzałyśmy, ich miny wyrażały.... zdziwiony zachwyt? Spojrzałyśmy w stronę, w którą patrzyli i naszym oczom ukazał się wielki napis PLAŻA NUDYSTÓW. Spojrzałam na Tom'a, który stał z wielkim bananem na ryju.
- To jest ta Twoja 'super plaża'? - zapytałam.
- Najlepsza w Hiszpanii. - odpowiedział nadal się uśmiechają.
Ja, Elena i Kelsey spojrzałyśmy na niego jak na morderce sikiratek* i gdy skojarzył, że chcemy coś mu zrobić zaczął uciekać. My oczywiście ruszyłyśmy za nim w pościg.


(Nathan)

Dziewczyny zaczęły gonić Thomas'a, który zaprowadził nas na plażę nudystów. Ja, Max i Jay staliśmy i patrzyliśmy jak Tom zwiewa przed moją dziewczyną.
Stalibyśmy tak przez cały czas, ale coś wyrwało nasz z tego 'transu'. Tym 'czymś' był Max, który niespodziewanie zaczął się rozbierać i krzyczeć: 'Bracia! Idę do was!'. Zaraz potem rzucił się w bieg na plażę. Spojrzeliśmy z Jay'em na siebie zdziwieni i chwytając ubrania łysego, pobiegliśmy za nim.
- Max! Łysa pało, ogarnij dupę! - wydarłem się.
- Stój pojebańcu! - Jay próbował go zatrzymać rzucając w niego nazbieranymi muszelkami.
Dziewczyny z Tom'em na czele usłyszały nasze wrzaski i gdy domyśliły się co ten łysy idiota wyprawia, także ruszyły za nim w pościg. Nie wiem czy moje oczy płatają mi figle, ale przysiągłbym, że Tom biegnie ze smyczą w ręce krzycząc: ' Max! Do nogi!'
Jak można było się domyśleć to Elena wyprzedziła wszystkich (nawet Thomas'a) i krzyczała na niego.
- Max, ty świnio kudłata! Zatrzymaj się! - coraz szybciej biegła.
Wiedziałem, że El szybko biega, ale teraz wyglądała jak rakieta! Gdy Max miał ściągać swoje słit bokserki w myszki, Elena wpadła na niego i oboje wpadli do morza.
- Puść mnie! - wyrywał się. - Ja chcę być wyzwolony!
- Wyzwolony to będziesz dopiero wtedy, kiedy umrę! - powiedziała Elena.
- A jeśli Max umrze pierwszy? - zapytałem.
- To wtedy nasz kochany łysolek ma przerąbane. - zaśmiała się Lissa.
- Co mam rozumieć przez 'kochany'? - zwróciłem się do ukochanej.
- Co chcesz. - odpowiedziała z uśmiechem i tanecznym krokiem udała się w stronę wyjścia z plaży.
- Uważaj Młody, bo ci jeszcze rogi wyrosną. - wybrechtał (XD) Tom.
- Ty się Parker głupio nie śmiej tylko łap Max'a za nogi! - El pacnęła go w głowę.
- Czemu ja? Nie mam pewności, że on się myje!
- A ja nie mam pewności, że ty się myjesz. Łap kochanka za giery i jazda do hotelu! - wrzasnęła Kelsey, a Tom potulnie zrobił co kazała.
TomTom i Jay nieśli Max'a, dziewczyny chichotały jak naćpane, a ja stałem z boku.
Nagle Tom potknął się i zaliczył glebę, przez co Jay z Max'em także się wywalili.
Tak się złożyło, że upadli tuż pod latarnią, która w tej chwili zapaliła się oświetlając łysinę mego przyjaciela.
- Cóż to za blask strzelił z tego wieżowca?! - powiedziałem wskazując na źródło światła.
- Ty to jednak jesteś pojebany. - odparła Lissa. - To mój kochany kretynie jest latarnia.
- To jest magiczna latarnia postawiona przez kosmitów! - dodał Tom, który nadal obściskiwał chodnik.
- Co oni brali? - zapytała Lissa.
- A czy to ważne? Zostawmy ich tutaj, jeden problem z głowy. - powiedziała Kelsey.
- Proszę nie! Zrobię wszystko co każesz! - Jay rzucił się do stup MOJEJ dziewczyny.
- Wszystko? - dziewczyny wymieniły spojrzenia.
- Znaczy...no...tak....
- No dobra... Ruszać dupy! - wrzasnęła Elena.
Ledwo, ale jednak po jakiś 40 minutach byliśmy już w hotelu. W miarę swoich możliwości doczołgałem się do pokoju. Tak jak stałem, padłem jak długi na łóżko i odpłynąłem....

--------------------------------------------------------------------------------------------------
JEST!!!
Męczyłam się nad tym i w końcu dodałam ;)
Liczę na komentarze ^-^

Chciałam wam tylko powiedzieć, że.... KOCHAM WAS <333
To wy motywujecie mnie do pisania i znosicie moje braki weny ;D

Specjalna dedykacja dla Angeliki ^-^ Nie mogłaś się siostrzyczko doczekać <3

*co do sikiratek: wyjaśnienie, bo nie wiem czy wiecie o co mnie chodzi -> (Link1 Link2)

Co do The Versatile Blogger Award - musiałam usunąć bo siora mi się do bloga dorwała i nie chciałam, żeby to czytała....

piątek, 1 lutego 2013

ROZDZIAŁ 47

(Nathan)
- Gdzie jest Tom?! - wydarłem się.
- Idę! Nie denerwuj się, bo ci spodnie spadną.
- To jest bardzo prawdopodobne, bo Młody nie ma paska. - wtrącił Jay.
- Jak mi wielki potwór z loczkami ukradł, to co mam zrobić? - powiedziałem.
- Spokojnie Młody, oddychaj. Wdech, wydech; wdech, wydech....
- Nie jestem w ciąży George!
- Nath! Zluzuj trochę, bo twój cały plan pójdzie w diabły. - uspokajała mnie Kelsey.
- Masz rację, tyle że.... NIE WIEM CO ROBIĆ!
- Najpierw się uspokój, albo ci przywalę.
- Siva! Uspokój swoją dziewczynę, bo mi grozi!
- Moja dziewczyna. - odparł mulat i pocałował ukochaną.
- Siva, my tu mamy myśleć, a nie się migdalić! - powiedział Tom.
- A ty w ogóle umiesz myśleć? Muszę to sobie gdzieś zapisać! - rzucił i wybiegł z pokoju.
- Jesteście gorsi od małych dzieci. - wtrąciła Kelsey.
- A czego ty się po nas spodziewałaś? - odparł Jay.
- Racja. Wasza głupota przewyższa ludzkie pojęcie.
- Ranisz.... - Jay prawie płakał.
- Idź sobie płakać gdzie indziej. Nie chcemy tu potopu. - jak powiedziała Kels, tak Jay zrobił.
- Co ty zrobiłaś? Teraz się będzie w nocy moczył! - powiedział Max.
- Przeżyjesz, macie osobne łóżka.
- Kels, Max ma rację...
- Ty się lepiej Parker nie odzywaj. Chyba, że chcesz oberwać. - wtrąciła Nareesha.
- Grozisz mi?
- A żebyś wiedział!
- Jaki z ciebie Max mężczyzna, że cię Tom musi bronić? - Kelsey.
- TOMAX FOREVER! - krzyknął Max i cała czwórka wyszła z pokoju.
- Pięknie! - powiedziałem do siebie. - Kto się teraz mną zajmie?
(Elena)
Siedziałam z Lissą w jej pokoju. Wyznaczono mi zadanie, żebym 'zajęła się' Lissą. Nathan planuje coś... co na pewno się jej spodoba. Ja miałam ją trzymać z dala od hotelu, więc próbuje zaciągnąć ją na zakupy. W końcu po 20 minutach udało mi się ją namówić.
Poszłam do swojego pokoju by się przebrać. Lissa zrobiła to samo i po kolejnych 20 minutach byłyśmy gotowe na podbój sklepów.
Udałyśmy się do tego samego centrum handlowego, w którym byłam z Max'em. Gdy przypomniałam sobie tamten dzień, od razu się uśmiechnęłam. Jednak chwilę później musiałam się otrząsnąć. Przyszłam tu by spędzić trochę czasu z Lissą, a nie rozmyślać o moim chłopaku.
Weszłyśmy do sklepy, w którym na wystawie wisiała piękna sukienka. Musiałyśmy ją kupić. Jednak nie przybyłyśmy tu bez celu. Moim drugim zadaniem było wystrojenie przyjaciółki.
Z lekkim (no dobra, wielkim) oporem udało mi się w końcu namówić ją na kupno kreacji. Teraz tylko trzeba dobrać do niej buty i dodatki!


(Tom)
Po cholerę tu te balony?! To ma być romantyczna kolacja, a nie urodziny 5-latka! - jaka ta obsługa jest tępa!
Od kiedy, to ty znasz się na romantyzmie? - Kelsey podeszła do mnie. 
- Wewnątrz mnie skrywa się artysta kochanie!
- Artysta? - zaśmiała się. - Nasza pierwsza randka 'odbyła się' w McDonaldzie.
- Tam jest bardzo romantycznie!
- Taak... biegające dzieci, dziwne zapachy i posiłek na plastikowej tacy. Najlepsze miejsce by zdobyć kobietę!
- To jest potwierdzone przez naukowców na Twoim przykładzie. - pocałowałem ją w policzek i zacząłem dalej wszystkich popędzać.


(Lissa)
 - Po co mnie tak stroisz? - zapytałam Eleny.
- Zawsze chciałam zostać wizażystką i stylistką, a ty robisz mi za modelką.
- Czemu akurat ja?
- Bo jesteś moja przyjaciółką... - powiedziała z oczami kota ze 'Shreka'.
- Niech Ci już będzie, ale proszę Cię, nie przesadź!
- Zaufaj mi. - uśmiechnęła się.
Czuję, że będę żałować swoich słów. Co prawda Elena potrafi czynić cuda, ale jednak bałam się co z tego wyjdzie. Najpierw założyłam sukienką, którą kupiłyśmy w centrum handlowym, a potem założyłam pasujące buty. Chwile później El zabrała się za moje włosy. Ułożyła je w pięknego, dużego koka, ale kilka kosmyków opadały na moje plecy i twarz. Naokoło koka powpinała kremowe różyczki.
Teraz został tylko makijaż. Jasnoniebieskim cieniem pomalowała moje oczy, a usta przejechała bladoróżową szminką. Jeszcze tylko tusz i odrobina różu na policzki. I byłam gotowa. Stanęłam przed lustrem i gdy ujrzałam swoje odbicie, zaniemówiłam.
I co? Podoba Ci się? - zapytała Elena.
- Wyglądam... pięknie.... - powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
- Skoro Ci się podoba to chodź. - odparła, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.
- Ale gdzie?
- Jak to gdzie? Muszę się pochwalić swoim geniuszem.
- Jakaś ty skromna.
- Wiadomo. - odpowiedziała i wyszłyśmy z pokoju.
Początkowo nie miałam nic przeciwko, ale gdy zaczęła prowadzić mnie w część hotelu, która była mi nieznana, zaczęłam mieć podejrzenia.
Zatrzymałyśmy się dopiero pod wielkimi drzwiami. Z pięknymi, kwiecistymi ornamentami.
Bawcie się dobrze. - powiedziałam otwierając drzwi Elena i wepchnęła mnie do środka.
Drzwi za mną od razu się zamknęły, więc nie miałam umożliwionej drogi ucieczki. Rozejrzałam się wokoło i zauważyłam, że znajduję się w wielkiej sali, prawdopodobnie balowej. Na samym środku stał stolik z dwoma nakryciami. Nagle zza mnie wyłoniła się postać.
- Witaj kochanie. - wyszeptał mi do ucha.
Od razu rozpoznałam ten głos. Głos, który powoduje, że po moim ciele przechodzą przyjemnie dreszcze.
- Nathan. - powiedziałam i odwróciłam się. Stał przede mną w garniturze i trzymał czerwoną różę. - Co to wszystko ma znaczyć?
- Romantyczna kolacja dla mojej ukochanej. - chwycił moją rękę.- Nie podoba Ci się? - posmutniał.
- Co? Nie! Oczywiście, że mi się podoba! Tylko się tego nie spodziewałam.
- Nie spodziewałaś się, że Twój chłopak zabierze Cię na romantyczną kolację? To ty tak o mnie myślisz? - zaśmiał się.
- Nie! Po prostu nie myślałam o tym.
- Zostawmy już ten temat. Zapraszam do stołu. - pokazał ręką na stolik, a ja złapałam go pod rękę i udaliśmy się w jego stronę.
Nath odsunął mi krzesło i usiedliśmy. Nagle usłyszałam muzykę. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i ujrzałam trzech skrzypków i wiolonczelistę. Chwilę później podszedł do nas kelner z kolacją. Gdy postawił przede mną talerz rozpoznałam mój ulubiony posiłek - duszony indyk ze śliwkami i puree ziemniaczane.
Jedliśmy w milczeniu, ale cisza nam nie przeszkadzała. Cieszyliśmy się swoją obecnością. Po zjedzeniu jakże pysznego dania nadszedł czas na deser. Na środku stolika znalazł się talerz z truskawkami w czekoladzie. Oczywiście nie odbyło się bez procentów, tak więc przy naszym stoliku pojawił się kelner z szampanem.
Zajadaliśmy się deserem patrząc sobie w oczy. Kwartet zaczął grać mój ulubiony utwór, a Nathan niespodziewanie wyciągnął rękę z truskawką w moją stronę. Domyśliłam się co on ma zamiar zrobić, więc ja także chwyciłam jedną z truskawek i poszłam w jego ślady. Chwilę później truskawka, którą trzymał musnęła moje wargi, a ja powoli wgryzłam się w nią (...jak to brzmi...). Nath także zatopił zęby w tym przysmaku.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. - powiedział i wstał.
Podszedł do sceny gdzie siedzieli grający mężczyźni. Wszedł na nią i usiadł przed fortepianem. Zaczął grać i do moich uszu dobiegły pierwsze dźwięki 'Golden'. Gdy Nathan zaczął śpiewać poczułam się... niezwykle. Jakby wszystko co złe odeszło. Czułam się tak pierwszy raz w życiu. Już nawet nie liczyły się dla mnie te wszystkie chwile smutku i cierpienia. Liczy się to co jest teraz, właśnie w tej chwili. Ja i Nathan, nic więcej.
Z mojego oka wydostała się pojedyncza łza. Płakałam, ale tym razem ze szczęścia. Podbiegłam do ukochanego, ściągnęłam jego ręce z klawiszy fortepianu i pocałowałam go tak jak nigdy dotąd. Chłopak oddał pocałunek i jedną rękę położył na mojej talii, a drugą gładził mój policzek ocierając przy okazji nadal płynące łzy.
- Kocham Cię. - powiedziałam gdy oderwaliśmy się od siebie. - Kocham Cię i nic, ani nikt tego nie zmieni.
- Kocham Cię. Jesteś dla mnie najważniejsza. - odpowiedział i znowu mnie pocałował. - Czy szanowna pani zechce zatańczyć?
- Z wielką chęcią.
Udaliśmy się na parkiet i gdy kwartet zaczął grać Nathan położył ręce na moich biodrach, a ja swoje zarzuciłam mu na szyję i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Delikatnie oparłam głowę o ramię Nathan'a, a on pocałował mnie w czubek głowy. Podniosłam głowę i musnęłam jego wargi. Ten subtelny pocałunek przerodził się w coraz bardziej namiętny.
Gdy się od siebie oderwaliśmy Nathan podniósł mnie jak pan młody swoją nową żonę i wyniósł mnie z sali. Cały czas mnie trzymając udał się do naszego pokoju. Położył mnie na łóżku i zaczął obdarowywać pocałunkami moją szyję, dekolt i ramiona, by potem wbić się w moje usta. Jego ręka powędrowała pod moją sukienkę., by po chwili zedrzeć ją ze mnie. Nie pozostawałam mu dłużna i szybko pozbawiłam go koszuli. Przewróciłam go tak, że teraz ja byłam nad nim i zaczęłam rozpinać mu spodnie. Gdy został już w samych bokserkach ręce Nath'a powędrował na zapięcie mojego stanika, który chwilę później znalazł się na  podłodze tak jak moje majtki. Zaraz potem dołączyły do nich bokserki Nath'a. 
Chłopak cały czas obsypywał moje ciało pocałunkami. Jego ręce gładziły moje uda, aż w końcu delikatnie wszedł we mnie. Poczułam lekki ból, ale nie przejęłam się tym. Nathan powoli zaczął kołysać się w górę i dół. Z początku robił to delikatnie, ale teraz przyspieszył. Teraz zamiast bólu poczułam niesamowitą błogość. Jego ręce i usta odkrywały każdy zakamarek mojej skóry.
30 minut później opadliśmy zmęczeni, ciężko oddychając. Wtuliłam się w ukochanego, a on pocałował mnie w czoło.
- Kocham Cię - wyszeptał...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
MACIE SEXYTIME!
Wiem, badziewie, ale nie umiem TEGO opisać!
Cieszcie się, że w ogóle dodałam.... Taaaaak nie chciało mi się pisać, ale jednak się zmotywowałam ^-^
Przez te wszystkie groźby z waszej strony (KOCHAM WAS) napisałam długi. Chyba się cieszycie?
Nie wiem kiedy będzie następny, bo w poniedziałek mam urodziny, więc zamierzam nic nie robić ;-) Postaram się by był trochę szybciej, ale nie obiecuje...

Btw dodałam zakładkę 'informowani', więc napiszcie mi w komach, kto chce być informowany ;*
Do napisania miśki <333